środa, 14 sierpnia 2013

Dlaczego koń obdarzony dużym ruchem nigdy nie będzie miał podstawionego zadu?

Obserwując czwarty rok z rzędu przejazdy na Mistrzostwach Świata Młodych Koni w Ujeżdżeniu utwierdzam się w przekonaniu, że coś leży na rzeczy 'problemu dużego ruchu', bo kiedy pytamy gdzie się potem podziewają konie, które za niewyobrażalne pieniądze są kupowane na aukcjach, które wygrywają turnieje dla młodych koni na całym świecie, ciężko o dobrą odpowiedź.

Ostatnio z zainteresowaniem przeczytałem kilka opracowań, które szukają wyjaśnienia fenomenu: duży kłus - mało zebrania. Uzasadnienie wynikające z tych opracowań jest i proste i w sumie przekonujące. Zarówno w kłusie, galopie i stępie, koń porusza się według schematów biomechanicznych, w których ruch wszystkich kończyn jest ze sobą ściśle powiązany. Weźmy przykład kłusa. W trakcie kroku kłusa kończyna przednia i tylna (przekątne) wspólnie, w tym samym czasie, poruszają się do przodu. Zakończenie ruchu górnego odcinka kończyny przedniej odbywa się synchronicznie w stosunku do górnego odcinka kończyny tylnej. Oznacza to tyle, że moment zakończenia wykroku ramienia-przedramienia kończy także ruch uda i podudzia. Czyli (wyłączając przypadki patologiczne) koń nie może kontynuować ruchu kończyny tylnej po zakończeniu ruchu nadgarstka. W rezultacie tej prostej zasady konie poruszające się z wysoką akcją nadgarstka 'kończą' wkrok (tzw. swing) zadu pod kłodę szybciej niż konie z bardziej płaskim ruchem! Stąd ich 'leniwe' zady.

Oczywiście, są konie z 'dużym ruchem', które są bardzo aktywne od drugiej strony :) Ale właśnie ta ich aktywność stanowi o odstępstwie od powyższej zasady. Są to zwierzaki pobudliwe, elektryczne, których zadnie nogi są szybkie, a właściwie szybsze, niż przednie. Bardzo często w wypadku tych koni wydłużenie czasu wkroku (swingu) nóg zadnich wynika ze znacznego udziału łopatki w ruchu kończyn przednich (wykrok w sekwencji łopatka-ramie-przedramie).

Hodowla idzie w gigantycznym tempie do przodu. Jej rezultaty są fantastyczne, ale niestety odciska na nich swoje piętno komercja. Bo każdy hodowca chce sprzedać swój produkt jak najszybciej i najdrożej, a my, klienci, szukamy koni spektakularnych. Bijmy się w pierś - chyba powinniśmy szukać koni jezdnych, zdrowych, rokujących na wyniki w najwyższym sporcie, a nie machających 'łapami', zakładających sobie kopyta 'za uszy'. Oczywiście przy piwie każdy jest mądry, mówi, że te  z linii S są przereklamowane, z linii F szalone, z linii R super ale chorowite, itd. Tyle, że tydzień później chwalimy się przy najbliższym spotkaniu nowym nabytkiem z linii S, F czy R. A może poczekajmy, i pochwalmy się za 3 lata, że piafuje i pasażuje z zaangażowanym zadem, że robi zmiany w seriach a zmiany co tępo wyszły mu za pierwszym razem, jakby całe życie je robił ...

Niebawem:
O nowej chorobie zwanej hojszmaniozą ... 
Czy zawodnik może być uczciwy wobec kupujących konia?
Jak uatrakcyjnić zawody ujeżdżeniowe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz